poniedziałek, 9 maja 2016

Szycie - jak to się zaczęło?

Pochodzę z rodziny, w której robótki ręczne, do pewnego czasu, były na porządku dziennym. Dopóki babci dopisywało zdrowie robiła na drutach, szydełku, szyła na maszynie, wyszywała obrazki krzyżykami oraz serwetki i obrusy haftem richelieu. Podobnie było z moją mamą i jej siostrą, która jako jedyna do tej pory zajmuje się wszelakim rękodziełem.

Gdy byłam dzieckiem próbowałam swoich sił z drutami i szydełkiem jednak na tym się skończyło. Potem przez kilka lat bawiłam się haftem krzyżykowym. Niestety gdy pojawiły się na moim nosie okulary, a potem na świat przyszły dzieci, kanwa i muliny poszły w odstawkę. Okazjonalnie zdarzało mi się też siadać do maszyny (gdy chciałam uszyć sobie np. piórnik albo hamak dla fretek) jednak po wykonaniu zadania maszyna znikała na kilka kolejnych miesięcy, a nawet lat w szafie. Ale...
Kilka miesięcy temu, czekając na narodziny córeczki, zaczęłam kompletować wyprawkę dla niemowlaka. Z racji tego, iż sporo rzeczy zostało nam po starszym synku, a drugie tyle otrzymaliśmy od znajomych po ich dzieciach, lista zakupów nie była długa. Brakowało nam jednak ciepłego kocyka. Zrobiłam przegląd półek sklepowych i mimo ogromnego wyboru nie zdecydowałam się na nic, bo albo nie podobał mi się koc albo jego cena. Wszakże kobiecie w ciąży trudno dogodzić ;) Wtedy to właśnie postanowiłam, że kocyk uszyję sama. Wśród zalegających, w jednym z kartonów, resztek materiałów znalazłam około metra kw fioletowego polaru. Bingo, to było to czego potrzebowałam. W pobliskiej pasmanterii znalazłam dobrej jakości materiał Minky, w którym od razu się zakochałam. I tak, po odkurzeniu oraz drobnym serwisie maszyny, powstał milusi kocyk dla Anusi.


 
Kocyk szyło się szybko i przyjemnie, więc postanowiłam przetestować możliwości sprzętu oraz swoje umiejętności, a ponieważ zbliżało się Boże Narodzenie, stworzyłam prezent dla pewnej 6-miesięcznej damy. Natasza dostała książeczkę sensoryczną, której pierwsza strona szeleści, a środkowa zawiera różnej wielkości koraliki do macania i przesuwania.


  

Rzutem na taśmę, wykorzystując posiadane resztki materiałów i tasiemek, uszyłam jeszcze na przyszłość dla swojej pociechy, kostkę sensoryczną.



Tak mi się to szycie spodobało, że muszę pokombinować gdzie trzymać kolejne tkaniny i akcesoria, a mąż mi chyba niedługo zablokuje limit w koncie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz